Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie

"Szybki jak Sokół Millenium"


  Od paru lat seria Gwiezdnych Wojen zbiera różne opinie - niektórzy uwielbiają serię i patrzą na nią przez powłoczkę zbudowaną z euforii i wpływu popkultury - inni zaś rozczarowani paroma ostatnimi filmami, stracili nadzieję na lepszą kontynuację serii. Mimo to; J.J. Abrams (odpowiedzialny też za Star Trek, Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy i Super 8) postanowił stworzyć ostatnią część nowej trylogii, w której opowiada o przygodach Rey i walczącego o przetrwanie Ruchu Oporu. W powietrzu można wyczuć nieprzyjazną aurę i zagrożenie ze strony rosnącego w siłę Najwyższego Porządku. Czy tym razem ciemna strona mocy zwycięży i pogrąży galaktykę w wiecznym mroku?

Poe w Sokole zdj. www.esquire.com
  Akcja filmu od razu rzuca widza w wir akcji - szybki montaż i kreowanie wątków może niejedną osobę przyprawić o ból głowy. Mimo wszystko przywitają widza jego ulubione postacie - kolejno szkoląca się na rycerza jedi Rey (Daisy Ridley), a następnie Poe (Oscar Isaac), który wraz z droidami i Chubaccą wsiądzie na statek razem z Finnem (John Boyega), by odbyć podróż na egzotyczną planetę i ponownie zjednoczyć się w ckliwym uścisku. Następnie po wymianie paru chaotycznych zdań scenariusz proponuje zarys fabuły - misja o wszystko albo nic - wyprawa po źródło energii Sithów zamknięte w niewielkiej puszcze, mające uratować Ruch Oporu - a także przyszłość galaktyki. Wszystko przypieczętowane pełnym ciepła uśmiechem księżniczki Lei. W tym całym chaosie próbuje wybrzmieć dawne echo międzygwiezdnej przygody poprzednich serii, jednak zagmatwanie wątków sprawia, że opada zaangażowanie w historię przez widza.

Cast and creator photos from the Episode IX set
Poe, Finn i Rey złączeni w uścisku zdj. https://www.starwars.com/
  Efekty specjalne prezentują się dobrze, sprawiając, że cieszą oko, jak przystało na zróżnicowaną, pełną odmiennych kultur i ras serię sci-fi, podobnie jest jeśli chodzi o charakteryzację, scenografię i ścieżkę muzyczną. Te cztery elementy sprawiają, że seans choć odrobinę podnosi na duchu, mając na celu w pewien sposób nawiązywać do elementów z poprzednich serii, chcąc zagrać nieco na emocjach widza, próbując przekonać do do tego, że ma do czynienia z czymś znakomitym. Niemniej jednak subtelnie zaprojektowana iluzja nie zastąpi wiarygodnych, budujących relacji między postaciami. Po pewnym czasie trójkąt miłosny, w tym wzajemna zależność między Kylo Renem (Adam Driver), a młodą wojowniczką jedi stają się monotonne i bez wyrazu, a mające potencjał postacie drugoplanowe giną w tłumie pozostałych, zlewając się w tło, gdyż mają za małą ilość czasu ekranowego, by móc lepiej zgłębić ich motywacje i osobowości. Zbyt szybkie rozwiązania problemów nie łagodzą sprawy. Przyśpieszona akcja, mająca pierwotnie nadać dynamiki jedynie pogłębia efekt - przez co w pewnym momencie seansu zdarzyło mi się westchnąć z powodu rozczarowania nad niektórymi rozwiązaniami scenariusza.
Rey in Star Wars: The Rise of Skywalker
Rey trzymająca miecz świetlny zdj. starwars.com
  Rekompensują w pewien sposób rozgoryczenie ruchy kamery - przez co niektóre ujęcia sprawiają, że walki na miecze świetlne ogląda się z pewną satysfakcją - dwie postacie poruszające się w określonym rytmie potrafią zwrócić uwagę widza. Podobnie jest z aktorstwem, doświadczeni artyści próbują ze swoich ról wykrzesać nieco więcej niż dyktuje im niewymagający scenariusz, przez co chwilami można zauważyć przejawy ekspresyjności, jednak sztywne dialogi nie pozwalają im dać z siebie wszystkiego. Miłym akcentem więc pozostają sympatyczne droidy - w tym jeden nowy towarzysz, który swoimi paro sekundowymi wstawkami na ekranie potrafi przekonać odbiorcę, że choć został stworzony na potrzeby marketingu - jako maskotka, wciąż jest wyjątkowo uroczy.

Bohaterowie w trakcie misji zdj. starwars.com
  Podsumowując, można stwierdzić, że najnowszy film nie wybronił się dostatecznie posługując się jedynie złudzeniami bazującymi na miłych wspomnieniach związanych z cyklem. Pewnych dziur logicznych nie udało się odpowiednio załatać, a im dłużej siedzi się w wygodnym kinowym fotelu - tym bardziej zdaje się sobie sprawę z bezsensowności pewnych zabiegów scenariuszowych. Miło mimo to jest mieć świadomość, że są osoby, które chcą tchnąć coś w to uniwersum - choć niektóre pomysły są naprawdę nieudane i wątpliwe, moim zdaniem od paru lat brakuje swojego rodzaju świeżości w kontynuacjach, by można było spojrzeć na nie inaczej niż z perspektywy przesiąkniętego sentymentalizmem produktu. Czy jest jeszcze nadzieja na coś, co sprawi, że seria przeżyje rewolucyjną, intrygująca zmianę? Czas pokaże, ja jak na razie wsiądę za stery Sokoła Millenium, skąd odlecę w odległe galaktyki, by móc spokojnie przeczekać etap eksperymentów, póki nie wykluje się z niego coś co przyciągnie ponownie moją uwagę.

Komentarze

  1. Jak na razie nie jestem fanką sagi, ale trzeba przyznać, że wątek z małym Yodą byl całkiem urzekający.

    Czytalam opinie tu i ówdzie, że ten film jest napchany jak piñata.
    Cóż, może po prostu mieli problem z czasem.

    Ładnie napisana recenzja. Chwała Ci za brak emotikonek w tekście.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mandalorian wciąż wisi na mojej liście do obejrzenia, póki nie pojawi się na nowym kanale Disneya. Tak czy inaczej faktycznie, jak wyżej napisałam film ma za duża ilość wątków, przez co rozwarstwia się i trudno mi było skupić się na paru konkretnych wątkach. To tak orbituje - nie wiadomo w sumie z czego to posklejali, a szkoda, bardzo lubię pierwszą trylogię.

    Dzięki za komplement! Zrobiłaś mi dzień, dziękuję.
    Również pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty