Boże Ciało

"Ciało Chrystusa - Bogu niech będą dzięki"

   Najnowszy film Jana Komasy (twórca m.in Miasta 44, czy Sali samobójców) jest reklamowany jako polski kandydat do Oscara. Historia dwudziestolatka, który po warunkowym wypuszczeniu, zamiast do zakładu obróbki drewna, postanawia zarzucić habit i udawać księdza to historia, jaką chce zaproponować nam autor. W międzyczasie doświadczamy dramatu społeczności, który w konflikcie z wiarą doprowadza do przykrych wydarzeń. Czy ta historia jest na tyle silna, by uwierzyć w plakat promujący? Dowiedzmy się!
  Początek filmu rozpoczyna sekwencja, w której ma dojść do gwałtu na jednym z więźniów. Poznajemy wówczas Daniela (Bartosz Bielenia) - głównego bohatera filmu, który postanawia zaniechać owego czynu i wrócić do pracy, nim wróci mężczyzna, jaki miał ich pilnować. Film nie cacka się w pokazywaniem rzeczywistości w poprawczaku -  w wiarygodny sposób naśladuje rzeczywistość, ukazując jego mroczne zakamarki. Dowiadujemy się, że niedługo ma opuścić poprawczak warunkowo - a co za tym idzie - spróbować ułożyć sobie życie, pracując w zakładzie obróbki drewna. Mimo wszystko chłopak czuje powołanie do czego innego - chce zostać księdzem, czego jednak odmawia mu duchowny w zakładzie. Sądzi, że z wyrokiem nie zostanie przyjęty do seminarium. Wszystko jednak zmienia się, gdy zbiegiem okoliczności, przyodziewa habit w kościele, by zatuszować to, co powiedział dziewczynie (Eliza grana przez Elizę Rycembel) siedzącej w ławce przed nim; że sam należy do kleru.
  Kończy on w ten sposób u proboszcza (Zdzisław Wardejn), gdzie nocuje, podając się za podróżującego księdza. Ostatecznie zostaje wybrany na jego zastępcę, który ma prowadzić msze. Pogrążający się ciągle w kłamstwach Daniel, zaczyna popadać powoli w paranoję. Nie potrafi wyplatać się z sytuacji i mimo chęci ucieczki przez okno, postanawia pozostać na miejscu i dać sobie szansę. Tworzy wtedy swoje alter-ego - Księdza Tomasza, w którego przebraniu będzie uczestniczył w reszcie wydarzeń małej miejscowości.      
   Przedstawia się też postać Kościelnej (w wybitnej roli Aleksandra Konieczna), która silnie związana ze społecznością, od początku ma złe przeczucia wobec niedoświadczonego Daniela.  
 Po tym wprowadza się widza w historię tragedii zmarłych wskutek wypadku samochodowego siedmiu młodych ludzi, których zdjęcia zawisły przed kościołem. Cały konflikt rozchodzi się o jedno, brakujące zdjęcie - osoby, która według mieszkańców sprowokowała cały wypadek samochodowy, w tym gdzie ma zostać pogrzebany - proboszcz nie zgodził się, by leżał na cmentarzu wśród innych ofiar.
   Cała ta skomplikowana sytuacja doprowadza do rozwoju kreatywności głównego bohatera, który za cel obiera sobie walkę z wewnętrznymi demonami rodziców - a co za tym idzie - naprawienie stosunków między mieszkańcami miejscowości. W grę wchodzi też jego wiarygodność, choć bowiem chłopak upuścił zakład poprawczy - podąża za nim ktoś, kto z łatwością może zrujnować jego karierę - Pinczer (Tomasz Ziętek) - który przebywał z nim w tym środowisku ostatnie lata.
  Bohater musi zmierzyć się w kolejnych etapach filmu ze swoimi kłamstwami, które przerastają go w wielu momentach. Daniel waha się, próbuje zmusić do powrotu, a narastający konflikt z wójtem wsi (Leszek Lichota) sprawia, że protagonista nabiera sił. Obserwuje się tutaj zaskakująco efektywny rozwój postaci - od zagubionego, nie wiedzącego co zrobić ze swoim życiem młodzieńca, który wyszedł z poprawczaka - do osoby, która w zdecydowany sposób manipuluje kłamstwem, by móc przetrwać z nowych warunkach. Daniel uczy się szybko adaptować do nowych zmian, a co za tym idzie, w nieszablonowy sposób podchodzi do problemów, z którymi dane jest mu się zmierzyć. Podobnie jest z osobami, które stara się zrozumieć i im pomóc - alter-ego księdza Tomasza sprawia, że staje się lepszą wersją siebie. Chce być dobry, po tym czego dokonał w przeszłości i widać, że bardzo się stara, by to osiągnąć. Byłam więc mimo wszystko zadowolona, obserwując jego przemianę, a co za tym idzie - bliska wzruszenia w wielu momentach.
  Fenomenalna gra aktorska jest jedna w wielu zalet tego filmu - relacje kreowane między postaciami są tak żywe, w tym przepełnione autentycznością, że można uwierzyć, że były inspirowane prawdziwą historią. Historia ta jest gorzka i pełna niesprawiedliwości, w tym wydarzeń, które przez nagromadzone oszustwa są nieetyczne i społecznie - złe, ale to rozbudza w człowieku chęć do rozmyślań. Co my byśmy zrobili w jego miejscu? Co zrobili inaczej, a co pozostawili rozwojowi wydarzeń? Szczególnie, gdy goni nas czas, a on jest nieubłagany i trzeba działać ciągle, być w ruchu i myśleć co stanie się kolejnego dnia, czy ktoś nie wbije nam noża w plecy. To dopiero wyzwanie!
  Otoczenie obrane do kręcenia to wieś Tabaszowa - położona niedaleko Bochni. Oddaje ona moim zdaniem idealnie klimat małej miejscowości, z silnie zżytą w niej społecznością. Jezioro, w tym zardzewiała barka i stare domostwa sprawiają, że człowiek odlatuje - a widząc podobizny maryjne oddaje się refleksji, może nawet i zajrzy w głąb siebie, własnej duszy. Kostiumy podobnie - nie mają sobie nic do zarzucenia.
  Ścieżka dźwiękowa nie rzuca się tak w oczy, ale kiedy trzeba, spełnia nieźle swoją rolę. Ujęcia kamery są płynne - działają czasami cuda, często ukazują emocje bohaterów, dzięki czemu wydaje się widzowi, jakoby stał w tłumie mieszkańców i należał do tej małomiasteczkowej społeczności. Tworzy to więź z bohaterami, zaczyna widzowi na nich zależeć, zastanawia się, co może dziać się w ich głowach.
 Fabuła jest wartka, każdy wątek ma swój zarysowany początek, często i koniec - przez co łatwo się zorientować o co chodzi scenarzyście i reżyserowi - i co chcą przez to przekazać.  Nadają postaciom drugą, ukrytą twarz -  wymuszoną z powodu ogólnie przyjętych norm społecznych. Rysuje to szkic ludzi wrażliwych, często pełnych niepokoju i zagubionych.
  Częste elementy religijne i posługiwanie się symbolem mają tutaj charakterystyczny wydźwięk - oddziałuje on skutecznie na zmysły, przez co film pozostaje dłużej w głowie i pewne sceny zachowują charakter mistyczny, budujący - ingerują w inteligencję emocjonalną widza, zachęcają do zgłębienia ukrytej cząstki siebie.
 Podsumowując, sądzę, że film jest bardzo dobry - nie dość, że dał możliwość wybicia się reżyserowi po Mieście 44 - to scenariusz Mateusza Pacewicza nadaje wyrazu postaciom i otoczeniu. Ogląda się to z zaciekawieniem, nie przynudza się i skupia na ważnych watkach, do niektórych pozostawiając wolność interpretacji. Czy film zasługuje więc na reklamowanie się jako kandydat do Oskara? Mam co do tego mieszane uczucia, ale przez to, jaką szanse daje niektórym aktorom - z pewnością wyznacza nowy szlak w ich karierach aktorskich, a co za tym idzie - ponowną okazję zabłyśnięcia.      Warto dać temu filmowi szansę i wybrać się na niego do kina, bowiem w spektakularny sposób opisuje ludzkie emocje i wnosi powiew świeżego powietrza do polskiego kina. Czy dla takiego czegoś nie warto się zwyczajnie przejść? To już zostawiam do samodzielnego osądu.

Komentarze

Popularne posty