Szesnaście świeczek
"Bal jednej nocy" - czyli jak nastolatki z lat osiemdziesiątych znoszą zapomniane urodziny
Ostatnio przypomniałam sobie o filmie produkcji Netflixa, pt. "Do wszystkich chłopaków, których kochałam". Protagonistka, w pewnym momencie, podczas zawiłej sytuacji z udawanym związkiem wymieniła film "Szesnaście świeczek", gdzie miał być ukazany motyw chodzenia partnerki z partnerem, którego dłoń miała być wsadzona w tylną kieszeń jej jeansów, co miało obrazować owy romantyzm, którym motywowała się Lara Jean. Stwierdziłam, że warto w końcu zapoznać się z filmem, bowiem był on jednym z klasyków lat osiemdziesiątych amerykańskiego kina, a w dodatku wyjść spod pióra Johna Hughes'a, odpowiedzialnego za "Klub Winowajców", "Kevin'a samego w domu", w tym jego drugą część; "Kevin sam w Nowym Jorku". Odpowiadał także także za scenariusz do "Wolnego dnia Ferrisa Buellera". Podekscytowana dorobkiem filmów młodzieżowych autora nie mogłam doczekać się aż ujrzę ową scenę owianą duchem epoki, którą jest mi dane znać tylko z popkultury, lecz mimo wszystko spotkało mnie lekkie zdziwienie, zniesmaczenie, a także lekki uśmiech na twarzy, czyli jak na średniaka z lat osiemdziesiątych przystało.
Film rozpoczyna się w domu głównej bohaterki; Samanthy Baker (Molly Ringwald), która mimo, że skończyła tego dnia szesnaście lat - kompletnie nie zauważa zmian w swoim ciele. Wyżala się swojej przyjaciółce Randy (Liane Curtis) przez telefon, w swoim bardzo dziewczyńskim i młodzieżowym pokoju. Obserwujemy chwilę jej zmagania, aż do momentu gdy ma wybrać się do szkoły. Jak w każdym filmie dla nastolatków schodzi po schodach, by móc szybko zebrać się na dzień pełen emocji, gdyś w późniejszej akcji można dowiedzieć się, że czeka ją bal szkolny wieczorem. Mama (Cralin Glynn) wita ją, podobnie jak jej mały "wkurzający" brat (Justin Henry), jednak nic poza tym. Zdziwiona nastolatka uświadamia sobie, że cała jej rodzina zapomniała o jej urodzinach!
W międzyczasie można zaciągnąć faktów o tym, że siostra protagonistki; Ginny (Blanche Baker) bierze kolejnego dnia ślub, co sprawia, że w tym całym chaosie rodzice pakujący się nie mają głowy do tego, by nawet złożyć jej życzenia. Zła na cały świat dziewczyna rusza do autobusu szkolnego ze swoim kiczowatym, jaskrawym kapeluszem, a następnie spotyka swoją przyjaciółkę i ponownie jej się wyżala. W tym momencie, obserwuje się, jak akcja powoli płynie, bowiem nie zdarza się nic nadzwyczajnego, gdyż bohaterki spędzają czas w szkole, czy też ucinając sobie pogawędkę na korytarzu, jednak coś może nagle przykuć oko widza. Samantha na nudnej jak flaki z olejem lekcji, wypełnia liścik na temat swoich seksualnych doznań, po czym przyznaje, że chciałaby odbyć stosunek z przystojnym chłopakiem, który jest od niej o parę lat starszym; Jakiem Ryanem (Michael Schoeffling). Odd tej pory jest nam przedstawiony jako obiekt westchnień głównej bohaterki. O kolejnym wątku przeważa źle rzucony liścik z wyznaniem, który odnajduje ów apollo, po czym zaczyna myśleć na sesji treningowej, jak umówić się z dziewczyną. Oczywiście sama bohaterka twierdzi, jak to każda nastolatka z tego rodzaju filmów, że chłopak nawet nie wie o jej istnieniu, co mimo wszystko rozbudzić w pewnych osobach wspomnienia ze swoich młodych lat, w tym niewinności, która wtedy ich charakteryzowała.
Reżyser, pisząc scenariusz, nie oszczędza sobie ukrywania tego, w jakich kategoriach młodzi chłopcy oceniają potencjalną przyszłą partnerkę Jake'a, ma ona przede wszystkim ładną twarz i nie jest brzydka, potem można również usłyszeć, że ma dobre cycki. Nie można się na to stwierdzenie nie uśmiechnąć, bowiem po plecach przebiegł mi wtedy dreszczyk zażenowania, ale z drugiej w pełni rozumiem czemu tak jest. Dorastanie - oto jedna z prostszych odpowiedzi, zawstydzające, ale z drugiej strony sentymentalne i oparte na eksperymentowaniu. Po pewnym czasie dziewczyna ma do czynienia z natrętnym i narzucającym się jej w autobusie Kujonem Tedem (Anthony Michael Hall), który w późniejszych etapach filmu będzie rzucał się na bohaterkę w porywach namiętności, nie rozumiejąc tego jak działają dokładnie dziewczyny, bowiem początkowo jego wszystkie akcje
oparte są na zakładzie z kolegami, który ma się z nią przespać i przynieść im majtki, a następnie pokazać młodszym kolegom, by wciąż mieć u nich swój szacunek. Wątki napisane w ten sposób, by móc się z ich powodu chociaż w duchu parsknąć, mimo wszystko zaspokajają mój głód na gimnazjalny humor, w dodatku z lat osiemdziesiątych, przez co człowiek czuje dobrze w serduszku, gdy ma z nimi do czynienia.
Przedstawieni zostają nam także dziadkowie Samanthy, (Max Showalter, Carole Cook) zaraz gdy wraca ze szkoły, którzy o dziwo zostają się nią opiekować, podobnie jak i jej młodszym bratem. Nie unika ona paru uwag dziadka, na temat swojego rozwoju, a także babci; głównym tematem ich rozmowy są piersi wnuczki, co jest kontynuacją ciągnącego się przez cały film żartu. Zapraszają także na obiad Azjatę; Long Duk Donga (Gedde Watanabe), który swoim łagodnym i kulturalnym usposobieniem ściąga na siebie uwagę całej rodziny. Reżyser bawi się tutaj stereotypami kulturowymi, by rozśmieszyć widza, co początkowo może nie robić wrażenia, aczkolwiek wraz z rozwojem akcji żarty stają się dosyć zjadliwe, kiedy to osobowość nastolatka ewoluuje i zaczyna kontrastować z przedstawionym nam na gościnnym obiadku grzecznym synem imigrantów. Przedstawiona jest także w trakcie akcji dziewczyna Jake'a, bogata i piękna blondynka o imieniu Caroline (Haviland Morris), której popularność gwarantuje umawianie się z takim przystojniakiem jak sportowiec, co sprowadza na nią parę kłopotów, z których konsekwencjami będzie musiała się potem mierzyć.
Późniejsze próby nawiązania ze sobą kontaktu przez główną parę nastolatków, w tym bal doprowadzają ich do wielu zaskakujących wniosków; m.in, że przyjaźń można odnaleźć w najmniej oczekiwanych momentach swojego życia, a także, że sztywne reguły szkolnej popkultury często wymuszają na nich zachowywanie się w konkretny sposób. Choć ich dojrzewanie kręci się wokół związków, seksu i imprez to dorastają do podejmowania pewnych wyborów. Podczas seansu ewoluują, co stanowi miły element śledzenia ich w trakcie seansu.
Obserwowanie owych amerykańskich realiów jest dla mnie, jako polskiej nastolatki, jest interesującym procesem, bo nigdy nie miałam z tym do czynienia. Śledzenie tego jak autorzy kina z tamtych czasów starają się naśladować i ukazywać osoby w podobnym wieku do mnie jest doprawdy zaskakujące. Muzyka, charakteryzacja i kostiumy postaci są w pełni autentyczne co do tamtej epoki i obserwując je, mam wrażenie o tym jak egocentryczna i kiczowata była moda tamtych czasów. Ponadto klimatu dodaje popowa i rockowa muzyka, a tandeta tamtych balów rozpala we mnie uczucie tęsknoty za czasami, w których nawet jeszcze nie żyłam.
Mimo, że jest to typowy romans dla nastolatków do obejrzenia w sobotni wieczór, jest w swój sposób kultowy. Może obrazować wielu ludzi, którzy w owych czasach wychowywali się i oglądając ten film przypomną sobie swoje licealne czasy i rozterki sercowe, w tym dorastanie i odnajdywanie się w relacjach z rówieśnikami, rodziną w tym samymi z sobą. Ponadto w pewien sposób opisuje popkulturę lat osiemdziesiątych w Stanach, co sprawia, że jest ciekawym materiałem do zapoznania się, by móc zachłysnąć się nieco obrazu nastolatków z tamtych czasów i spróbować zrozumieć jak funkcjonowali w takim oto środowisku. Osobiście uważam, że Hughes, w tym aktorzy wykonali całkiem niezłą robotę jak na takiego średniaka, bowiem da się go oglądać, ale bez większego zastanowienia. Bowiem jeśli się postaramy, kryje za sobą pare naprawdę głębokich wartości w relacjach międzyludzkich.
Film rozpoczyna się w domu głównej bohaterki; Samanthy Baker (Molly Ringwald), która mimo, że skończyła tego dnia szesnaście lat - kompletnie nie zauważa zmian w swoim ciele. Wyżala się swojej przyjaciółce Randy (Liane Curtis) przez telefon, w swoim bardzo dziewczyńskim i młodzieżowym pokoju. Obserwujemy chwilę jej zmagania, aż do momentu gdy ma wybrać się do szkoły. Jak w każdym filmie dla nastolatków schodzi po schodach, by móc szybko zebrać się na dzień pełen emocji, gdyś w późniejszej akcji można dowiedzieć się, że czeka ją bal szkolny wieczorem. Mama (Cralin Glynn) wita ją, podobnie jak jej mały "wkurzający" brat (Justin Henry), jednak nic poza tym. Zdziwiona nastolatka uświadamia sobie, że cała jej rodzina zapomniała o jej urodzinach!
W międzyczasie można zaciągnąć faktów o tym, że siostra protagonistki; Ginny (Blanche Baker) bierze kolejnego dnia ślub, co sprawia, że w tym całym chaosie rodzice pakujący się nie mają głowy do tego, by nawet złożyć jej życzenia. Zła na cały świat dziewczyna rusza do autobusu szkolnego ze swoim kiczowatym, jaskrawym kapeluszem, a następnie spotyka swoją przyjaciółkę i ponownie jej się wyżala. W tym momencie, obserwuje się, jak akcja powoli płynie, bowiem nie zdarza się nic nadzwyczajnego, gdyż bohaterki spędzają czas w szkole, czy też ucinając sobie pogawędkę na korytarzu, jednak coś może nagle przykuć oko widza. Samantha na nudnej jak flaki z olejem lekcji, wypełnia liścik na temat swoich seksualnych doznań, po czym przyznaje, że chciałaby odbyć stosunek z przystojnym chłopakiem, który jest od niej o parę lat starszym; Jakiem Ryanem (Michael Schoeffling). Odd tej pory jest nam przedstawiony jako obiekt westchnień głównej bohaterki. O kolejnym wątku przeważa źle rzucony liścik z wyznaniem, który odnajduje ów apollo, po czym zaczyna myśleć na sesji treningowej, jak umówić się z dziewczyną. Oczywiście sama bohaterka twierdzi, jak to każda nastolatka z tego rodzaju filmów, że chłopak nawet nie wie o jej istnieniu, co mimo wszystko rozbudzić w pewnych osobach wspomnienia ze swoich młodych lat, w tym niewinności, która wtedy ich charakteryzowała.
Reżyser, pisząc scenariusz, nie oszczędza sobie ukrywania tego, w jakich kategoriach młodzi chłopcy oceniają potencjalną przyszłą partnerkę Jake'a, ma ona przede wszystkim ładną twarz i nie jest brzydka, potem można również usłyszeć, że ma dobre cycki. Nie można się na to stwierdzenie nie uśmiechnąć, bowiem po plecach przebiegł mi wtedy dreszczyk zażenowania, ale z drugiej w pełni rozumiem czemu tak jest. Dorastanie - oto jedna z prostszych odpowiedzi, zawstydzające, ale z drugiej strony sentymentalne i oparte na eksperymentowaniu. Po pewnym czasie dziewczyna ma do czynienia z natrętnym i narzucającym się jej w autobusie Kujonem Tedem (Anthony Michael Hall), który w późniejszych etapach filmu będzie rzucał się na bohaterkę w porywach namiętności, nie rozumiejąc tego jak działają dokładnie dziewczyny, bowiem początkowo jego wszystkie akcje
oparte są na zakładzie z kolegami, który ma się z nią przespać i przynieść im majtki, a następnie pokazać młodszym kolegom, by wciąż mieć u nich swój szacunek. Wątki napisane w ten sposób, by móc się z ich powodu chociaż w duchu parsknąć, mimo wszystko zaspokajają mój głód na gimnazjalny humor, w dodatku z lat osiemdziesiątych, przez co człowiek czuje dobrze w serduszku, gdy ma z nimi do czynienia.
Przedstawieni zostają nam także dziadkowie Samanthy, (Max Showalter, Carole Cook) zaraz gdy wraca ze szkoły, którzy o dziwo zostają się nią opiekować, podobnie jak i jej młodszym bratem. Nie unika ona paru uwag dziadka, na temat swojego rozwoju, a także babci; głównym tematem ich rozmowy są piersi wnuczki, co jest kontynuacją ciągnącego się przez cały film żartu. Zapraszają także na obiad Azjatę; Long Duk Donga (Gedde Watanabe), który swoim łagodnym i kulturalnym usposobieniem ściąga na siebie uwagę całej rodziny. Reżyser bawi się tutaj stereotypami kulturowymi, by rozśmieszyć widza, co początkowo może nie robić wrażenia, aczkolwiek wraz z rozwojem akcji żarty stają się dosyć zjadliwe, kiedy to osobowość nastolatka ewoluuje i zaczyna kontrastować z przedstawionym nam na gościnnym obiadku grzecznym synem imigrantów. Przedstawiona jest także w trakcie akcji dziewczyna Jake'a, bogata i piękna blondynka o imieniu Caroline (Haviland Morris), której popularność gwarantuje umawianie się z takim przystojniakiem jak sportowiec, co sprowadza na nią parę kłopotów, z których konsekwencjami będzie musiała się potem mierzyć.
Późniejsze próby nawiązania ze sobą kontaktu przez główną parę nastolatków, w tym bal doprowadzają ich do wielu zaskakujących wniosków; m.in, że przyjaźń można odnaleźć w najmniej oczekiwanych momentach swojego życia, a także, że sztywne reguły szkolnej popkultury często wymuszają na nich zachowywanie się w konkretny sposób. Choć ich dojrzewanie kręci się wokół związków, seksu i imprez to dorastają do podejmowania pewnych wyborów. Podczas seansu ewoluują, co stanowi miły element śledzenia ich w trakcie seansu.
Obserwowanie owych amerykańskich realiów jest dla mnie, jako polskiej nastolatki, jest interesującym procesem, bo nigdy nie miałam z tym do czynienia. Śledzenie tego jak autorzy kina z tamtych czasów starają się naśladować i ukazywać osoby w podobnym wieku do mnie jest doprawdy zaskakujące. Muzyka, charakteryzacja i kostiumy postaci są w pełni autentyczne co do tamtej epoki i obserwując je, mam wrażenie o tym jak egocentryczna i kiczowata była moda tamtych czasów. Ponadto klimatu dodaje popowa i rockowa muzyka, a tandeta tamtych balów rozpala we mnie uczucie tęsknoty za czasami, w których nawet jeszcze nie żyłam.
Mimo, że jest to typowy romans dla nastolatków do obejrzenia w sobotni wieczór, jest w swój sposób kultowy. Może obrazować wielu ludzi, którzy w owych czasach wychowywali się i oglądając ten film przypomną sobie swoje licealne czasy i rozterki sercowe, w tym dorastanie i odnajdywanie się w relacjach z rówieśnikami, rodziną w tym samymi z sobą. Ponadto w pewien sposób opisuje popkulturę lat osiemdziesiątych w Stanach, co sprawia, że jest ciekawym materiałem do zapoznania się, by móc zachłysnąć się nieco obrazu nastolatków z tamtych czasów i spróbować zrozumieć jak funkcjonowali w takim oto środowisku. Osobiście uważam, że Hughes, w tym aktorzy wykonali całkiem niezłą robotę jak na takiego średniaka, bowiem da się go oglądać, ale bez większego zastanowienia. Bowiem jeśli się postaramy, kryje za sobą pare naprawdę głębokich wartości w relacjach międzyludzkich.
Komentarze
Prześlij komentarz